[recenzja] Węgry. W objęciach Dunaju

Dlaczego Budapeszt jest taki piękny? Dlaczego na Węgrzech jest tak popularna kultura ludowa? Dlaczego papryka to pierwsze konsumpcyjne skojarzenie? Na te i wiele innych „dlaczego?” odpowiedzi można znaleźć w książce Kingi Piotrowiak-Junkiert „Węgry.  W objęciach Dunaju” wydanej jesienią br. nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.


Czym jest ta książka? Autorka na samym wstępie odpowiada na to pytanie – jest to bowiem osobista podróż po tym kraju. Wspomina lata dzieciństwa oraz czas ponownych, kilkukrotnych odwiedzin kraju bratanków — często dochodzi do konfrontacji między tym co zapamiętało dziecko, a jak teraz to widzi osoba dorosła. Możemy zatem zobaczyć Węgry z perspektywy osoby, która dużo czasu spędziła w tym kraju w różnych okresach swojego życia i poznać jaką zmienną może to dać perspektywę.

Książka składa się z jedenastu rozdziałów łącznie ze wstępem i zakończeniem. Każdy z nich porusza inną, ale jakże istotną z punktu widzenia autorki kwestię. Pierwszym obiektem westchnień jest Dunaj, bez którego nie da się myśleć o Budapeszcie i samych Węgrzech. Kolejnym tematem jest „sprawa papryki” – czyli podstawowego warzywa kuchni węgierskiej… podstawowego, ale w iluż odmianach! Nie można pisać o Węgrzech, nie wspominając o języku. Bardzo wymownie brzmi tytuł rozdziału: Mówię po węgiersku. A jaka jest Twoja supermoc? Nie wiem jak Was, ale mnie ponad czterdzieści przypadków nie przeraża. Następny temat, kontynuujący kwestię języka węgierskiego, jest poświęcony formą osobowym – czyli czegoś, czego tenże język nie posiada, stąd jest określany jako język inkluzywny. Nie można pominąć burzliwej historii tego kraju, czego autorka nie czyni. Kolejny rozdział dotyczy skróconej wersji dziejów z uwypukleniem ich najważniejszych wydarzeń, postaci i symboli. Węgry jednak to nie tylko papryka i korona św. Stefana, ale także wody termalne, a gorących źródeł u naszych bratanków nie brakuje. Na Budapeszcie kraj się nie kończy. Swój osoby rozdział ma także węgierska prowincja i jej wszelkie uroki. Jednak i stolica doczekała się osobnego rozdziału. Można w nim wyczytać, że udział w powstawaniu architektury tej perły Dunaju miała grupa odpowiedzialna za budowę Wieży Eiffla! Ostatni rozdział dotyczy muzyki – takiej którą można usłyszeć dosłownie. Autorka zamieściła informację o playliście na popularnej platformie muzycznej ze zbiorem muzyki węgierskiej (słucham jej, pisząc te słowa).

Pamiętnikarsko-dziennikarski styl pisarski pozwala patrzeć na ten kraj przez pryzmat uczuć autorki, co zdecydowanie wzmacnia przekaz i ułatwia odbiór treści. Nie są to bowiem suche fakty, ale za każdym słowem kryje się osobista historia. A takie historie są o wiele bardziej przystępne dla czytelnika. Obraz jest wzbogacony licznymi, pięknymi ilustracjami pochodzącymi z archiwum autorki. Sprawia to, że czytelnik może niemal dotknąć tych murów, poczuć zapach, a nawet usłyszeć śpiew (choć to już zapewnia playlista, o której napisałam wcześniej).

Polecam książkę każdemu, kto oczekuje czegoś więcej, niż tylko przewodnika i ścieżki zwiedzania. Ta książka, choć na pierwszy rzut może się wydawać, że jest formą folderu informacyjnego, tak naprawdę jest podróżą razem z autorką na Węgry, która pokazuje często to, czego w zwykłych przewodnikach nie znajdziemy… a wiadomo, że właśnie takie rzeczy są najciekawsze.

Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskim.

Kamila D. Szymczak




Komentarze